Post
autor: Administrator » pn, 12 gru 2011, 23:23
1. Po prostu Jan
W tym samym czasie na wysepce oddalonej dosłownie o rzut głazem od wyspy, która swoje miejsce ma 17 stóp na zachód od krainy kształtem przypominającej Wysppę pewna postać zmierzała w świetnie znanym sobie kierunku. Był to Jan nekromanta. Szedł on wydeptaną przez tubylcze ludy ścieżką w kierunku zacnego przybytku zwanego „Pod trzustką bawołu”. Była to licha karczma, do której schodziła się siódma część mieszkańców wyspy. Karczma wyróżniała się prostotą swojej budowy, prostokątnym kształtem i dwoma wejściami. Jedno było zwykłymi drzwiami, a drugie to drewniany most. Jan bez chwili zawahania przybliżył się do drzwi i zdjąwszy żupan wturlał się do środka.
- Witaj Janie! Widzę żeś ubrany w ubranie! - wrzasnął na wstępie czczo zbudowany gospodarz karczmy zwany karczmarzem - Co cię tak nieprędko dzisiaj sprowadza?
Nekromanta nie widząc nikogo wymierzył wzrokiem przybytek i usiadł przy stole znajdującym się najbliżej środka symetrii karczmy. Po chwili wyjął z buta pergamin i rozpoczął deliberację nad sensem swojej egzystencji. Skończywszy swoją kontemplację postanowił nie siedzieć więcej i zdecydował rzucać stojąc.
- Karczmarzu rzucam hreh! - powiedział mając na sobie ubiór koloru szarego.
- Niestety rzut ten zboczył z wyznaczonego przez ciebie toru lotu, co wpłynęło na jakość mojego nadgarstka. W nagrodę mogę ci jeno kufel dać.
Nekromanta zawiedziony swoją nieumiejętnością rzucania postanowił zasiąść w swym siedlisku, gdyż nie umiał lewitować.
- Nie chcę tego kufla z powodu braku zdobień z mosiądzu - wyrzekł do karczmarza.
Wtem w karczmie zjawiło się trzech ludzi. Jeden z nich bez zastanowienia rzekł.
- Karczmarzu rzucam hreh!
- Wątły rzut! Fatalnie człeku, fatalnie - skomentował karczmarz po czym podał wino przybyłemu. - Kimś, że jest?
- Jestem orędownikiem wszystkich pozostałych orędowników zamieszkałych naszą wyspę. Dodam, że rzuciłem tak wątle z powodu miedzianego koloru mojego ubioru, co poprawiło aerodynamikę hrehu - odpowiedział i zabrał się za wysysanie swego wina.
Pozostali dwaj przybysze dosiedli się do Jana i nie rozpoczęli rozmowy, gdyż Jan ich ubiegł.
- Witaj kapłanie i ty lokaju kapłana. Czego u was nie słychać?
- Nie wiem czego nie słychać, ponieważ tego nie słyszę - odpowiedział kapłan bez chwili wytchnienia. Widać, że odpowiedź ta była wystarczająco satysfakcjonująca całą zebraną w gospodzie ludność, albowiem nastała zręczna cisza. Tymczasem orędownik wyssał całe wino i bez słowa zaczął chodzić wokół swojego stolika. Spostrzegł, że jest w karczmie, więc ją opuścił i już w niej nie był.
- Żegnaj karczmo. Jeszcze się kiedyś spotkamy - rzekł wychodząc i odszedł w przestworza.
- Ciekawa osoba - wykrztusił kapłan.
- Nie - zanegował nekromanta.
- Muszę jednak przyznać, że rzut jego matowy był, co przywdziało mi na myśl pewną historię z przyszłości - wtrącił karczmarz.
2. Bliżej określony mag
Pełna napięcia rozmowa utknęła w martwym punkcie. Jedynie zza okna karczemnego słychać było rozmowy opiewające wokół jakiegoś tematu. Nie dało się ukryć, że rozmowy te nie miały sensu w opozycji do tych wewnątrz karczmy. To właśnie wyróżniało ją z tłumu budynków na wyspie. Do środka wkraczały jedynie najbłyskotliwsze umysły tegoż świata. Chwilę później dało się usłyszeć kroki. W karczmie pojawiła się upostaciowana postać wchodząc przez odrzwia. Przybyła tu w celach liturgicznych.
- Abra kadabra abra kadabra - sapnął przybysz nie posiadający całkowicie żadnego nakrycia głowy. Chwilę potem usiadł przy stole, który był ręcznie rzeźbiony przez zręcznych rzeźbiarzy i rozpoczął kontemplację nad awangardą losowo wybranej persony ulokowanej w tejże placówce gastronomicznej. Zakończywszy swoje dumania postanowił pomówić z karczmarzem.
- Karczmarzu jakieś wieści? - zapytał wstając z miejsca, w którym uprzednio siedział.
- Owszem, jakieś wieści. Ale z kim mam przyjemność?
- Ze mną.
- W takim razie powiem ci, że nikt za tobą nie stoi.
- Rozumiem - usłyszawszy tą wiadomość zląkł się okrutnie i w pośpiechu upuścił naramiennik noszony skrupulatnie na plecach. Pobiegł czym prędzej ku wyjściu, otworzył drzwi i bez słowa uciekł z karczmy robiąc podkop potknąwszy się o obelisk znajdujący się w kieszeni jego kaptura. Pstryknął jeszcze wychodząc, co nie zdeterminowało całkowicie nic i opuścił karczmę.
- Intrygujący sposób opuszczenia karczmy nieprawdaż Janie? Lokaju zanotuj go w swoim notatniku.
Chwilę po wyjściu upostaciowanej postaci drzwi gospody znowu pozostały nieruchome.